Antonio Cairoli i podsumowanie jego sezonu 2017
14 grudnia 2017
Konkurs prosto z MXGP dla filmowców
17 grudnia 2017
Pokaż wszystkie

Tadek Błażusiak o swoim powrocie do gry

To było niezwykłe déjà vu dla kibiców w Krakowie. Równo rok temu żegnali Tadka, który triumfował pod Wawelem w grudniowych zawodach z serii MŚ Super Enduro, w – jak się wtedy wydawało – ostatnim starcie w karierze. Ale minęło 12 miesięcy, Tadek na emeryturze nie wytrzymał, zachęcony przez KTM wrócił na motocykl i… znów wygrał w Krakowie, tym razem w zawodach „powitalnych” z powrotem w gronie zawodowców. Sprawdźcie, co miał do powiedzenia po zwycięstwie!

 

Nowy rozdział w życiu, nowe rozdanie w sporcie – a jak z emocjami, zostały te same?

Tadek Błażusiak: Tak! Jakby nic się nie zmieniło, jakby tego roku przerwy w ogóle nie było (śmiech)!

 

A był? Przecież szybko wsiadłeś na motocykl i wznowiłeś treningi?

Trenowanie i ściganie się to są dwie zupełnie inne sprawy. Startów, adrenaliny, rywalizacji i świadomości walki o tytuł nie da się niczym zastąpić, nie da się „trochę” sportowo jeździć. To albo jest, albo tego nie ma. Albo masz cel, do którego zmierzasz i któremu wszystko musisz poświęcić, albo nie. I u mnie przez rok nie było. Trenowałem sobie na luzie, potem zacząłem trochę ostrzej, ale nie było w tym reżimu startowego, więc o wynikach, czy wrażeniach można było sobie wszystko dowolnie powiedzieć. Weryfikacja nastąpiła w Krakowie.

 

Nie pamiętam, żebyś tak zmordowany kończył wyścigi…

To był bardzo męczący test. Tor, nawierzchnia, liczba przeszkód – wszystko to składało się na wielkie wyzwanie. Po kilku minutach jazdy na pełnych obrotach przedramiona po prostu płonęły, czułem się jak Papaj z kreskówki. Potrzebowałem kilku minut, żeby znowu zacząć kontaktować. Ale pewnie każdy czuł się podobnie. Kolejna lekcja sportu…

 

No to czego się dowiedziałeś podczas rundy w Krakowie?

Że trzymam się. Że świat nie uciekł. Że zdrowie jest. A przede wszystkim, że podjąłem dobrą decyzję, może nawet szereg dobrych decyzji. Wygląda na to, że jakiś czas temu postawiłem na odpowiedni tryb życia, sposób przygotowań i odżywiania. Patrzę na to bardzo kompleksowo. Bo mi ten powrót nie przewrócił wszystkiego do góry nogami, to nie był jakiś gigantyczny wysiłek i przestawienie się na sport. To przyszło dość naturalnie. Jasne – wzmocniłem treningi, zacząłem częściej używać stopera i spoglądać w kalendarz, ale nie zmuszałem się do innego życia…

 

A to znaczy, że…?

Jestem chyba skazany na rywalizację (śmiech). Po zakończeniu kariery odstawiłem motocykl. Ale nie rozsiadłem się w fotelu przed telewizorem, nie zacząłem pochłaniać hamburgerów i popijać ich piwem. Cały czas prowadziłem bardzo aktywny tryb życia – rower, narty, skuter wodny, karting, a wkrótce także motocykl. Utrzymywałem dietę, nie spałem do południa i… to mi kompletnie nie przeszkadzało! Ja po prostu nie umiem żyć inaczej i dobrze, że tak jest, nie żałuję. Bo kiedy zapadła decyzja o powrocie, musiałem tylko zwiększyć intensywność treningów, żeby osiągnąć odpowiedni poziom.

 

Pomijając zawody pożegnalne, nie startowałeś w Super Enduro przez ponad dwa lata. Wróciłeś i wygrałeś. Ktoś mógłby pomyśleć, że poziom dyscypliny spadł, ale ja mam wrażenie, że jest zupełnie odwrotnie. Która obserwacja jest ci bliższa?

Druga, zdecydowanie. Tory są nieco inne i trzeba się do nich dostroić. Motocykle na pewno się zmieniły – są szybsze i bardziej wytrzymałe. No i najlepsi zawodnicy trzymają gaz i cisną bardzo, bardzo mocno. Żeby toczyć z nimi zaciętą walkę musiałem dać z siebie maksimum. I to nie jest truizm, który zawsze powtarza się przed i po zawodach. Ja po każdym wyścigu ledwo żyłem, naprawdę. SuperEnduro jest szybsze, jeszcze ostrzejsze, bardziej szalone i jeszcze mniej przewidywalne. Tym bardziej cieszę się, że nie wypadłem z gry.

 

Po takim powrocie rosną apetyty?

Podchodzę do wszystkiego tak, jak przed zawodami – spokojnie. Świetnie, że wszystko wyszło tak fajnie, ale to nie znaczy, że zawsze będzie z górki. Więcej – wiem, że nie będzie. Nie ma takiej opcji, życie to nie gra komputerowa. Powrót w takim stylu to wspaniałe uczucie i wielki zastrzyk motywacji do jeszcze cięższej harówki. Nie zamierzam jednak zmieniać swojego podejścia – ja chcę czerpać z rywalizacji więcej funu. Co chciałem zdobyć, to już zdobyłem. Wszystko. Nie ma celu sportowego, którego nie udało mi się zrealizować. Teraz mam zamiar cieszyć się jazdą na motocyklu i walką. Nic nie muszę, ten czas już minął. Otwieram nowy rozdział w swojej sportowej przygodzie.

 

To nie oznacza chyba jednak odpuszczania?

Absolutnie nie! Zależy mi na tym, żeby każdy dobrze mnie zrozumiał i znał moje podejście. Gwarantuję, że będę przygotowywał się perfekcyjnie i jechał wszystko na zawodach. Taki już mam charakter i pod tym kątem na pewno nic się nie zmieni. Różnica polega na tym, że żaden wynik mnie nie załamie, nie zdemobilizuje. Gdybym dziesięć lat temu zaczął przygodę z hard enduro i niewiele wskórał – pewnie nie byłbym zbyt szczęśliwy, bo jestem bardzo ambitnym człowiekiem. Ale zrealizowałem każdy plan i jestem spełnionym facetem. I mogę sobie dalej robić to, co kocham i czemu poświęciłem tak naprawdę całe życie. Bez presji, bez niezdrowej napinki. To piękna wizja (śmiech).

 

A nie masz wrażenia, że tym właśnie wygrywasz? Że inni zawodnicy wciąż marzą o wielkich sukcesach i dążą drogą, którą ty wytyczyłeś? Może to ich trochę blokuje? Oni nie mają tego luzu i nie mogą sobie pozwolić na tak spokojne mentalne podejście do sportu…

Może tak być, ale tak naprawdę nie za bardzo przejmuję się tym, co myślą inni i jakie mają problemy. Ja tego komfortu nie dostałem za darmo. To, że teraz z uśmiechem wchodzę do parku maszyn i wielkim spokojem ruszam do wyścigów, jest efektem bardzo ciężkiej pracy. Każdy mój sukces rodził się w bólach, mniejszych albo większych, ale w bólach. Dlatego doskonale znam smak tych osiągnięć i dlatego tak elegancko to się teraz układa. Na pewno moja psychika jest mocniejsza i mogę na tym zyskiwać dużo w kluczowych momentach. Zamierzam z tego korzystać, ile się da! Może coś w tym jest, że niełatwo pokonać gościa z takim podejściem (śmiech)… Oby!

 

źródło: Red Bull

Partnerzy

facebook youtube