plakat
Strefa lotów ponownie zagości na Winobraniu
12 września 2012
logo pzm
Kto pojedzie na Sześciodniówce 2012?
12 września 2012
Pokaż wszystkie

Pierwsze podium Janka w Kanadzie

janek folga

janek folgaW ostatnią niedzielę byłem na czwartych już zawodach na Nowym Kontynencie. Poprzednie, w jakich startowałem, nie były udane. Prześladował mnie pech. Dwa razy nie ukończyłem zawodów przez defekt motocykla- ostatnio wyrwałem przedni zacisk hamulcowy. A może po prostu musiałem oswoić się z zupełnie nowymi warunkami startów.

 

Zawody z serii Mistrzostw Stanu Alberta oddalone były „tylko” o 270 km – powierzchnia Alberty jest dwa razy większa od powierzchni Polski! Tym razem było to Cross-Country (w ogóle niepodobne do polskich zawodów ) . Chciałem wyjechać w sobotę po pracy, jednak zatrzaśnięcie kluczyków w samochodzie w piątek wieczorem pokrzyżowało moje plany i wyjechaliśmy (ja i mój mechanik- Gosia) o 6 rano w niedzielę. O godzinie 10.30 było zebranie z zawodnikami- omówienie zawodów i zaraz potem start. Ledwo zdążyliśmy- brak szyby w samochodzie skutecznie utrudniał jazdę. Baza zawodów znajdowała się głęboko w lesie, oddalona o 25 km od miasteczka (wielkości dużego osiedla) znajdującego się w górach. Dojazd na zawody szutrową drogą- wspaniała dla pick-up’a z tylnym napędem. Miejsce jak z bajki – otoczone ogromnymi szczytami gór – chyba nawet ładniejsze od ostatnich zawodów. Tutaj byliśmy już bardzo wysoko(!) w górach.

janek folga
Na miejscu zastaliśmy dużo przyczep campingowych. Wszyscy byli już od piątku i zostawali do poniedziałku (wolny dzień od pracy). Dodatkowo okazało się, że jest to 25- lecie zawodów i po wyścigu będzie świętowanie. Zapisy kosztowały 45$ (licencję kupiłem na pierwszych zawodach). Okazało się, że jest tylko jedna pętla 70-80 km i będzie jedno tankowanie. Miałem nadzieję, że będzie jak w Polsce. Że zrobi się kilka okrążeń… Oddaliśmy kanister do podstawionego quada, żeby organizator przewiózł go do strefy tankowania ( jakieś 300 metrów od parku maszyn). Zaraz po zebraniu był start. Po starcie wjechaliśmy do lasu, znajdowałem się w tyle stawki, a ścieżka szeroka ledwie na jeden motocykl. Co więcej, bardzo się kurzyło. Przy próbie wyprzedzenia uderzyłem w leżące drzewo i standartowo przeleciałem przez kierownicę. Goniłem z samego końca, czyli również jak zwykle. Trasa cały czas prowadziła pod górę. Bardzo ciasne zakręty pomiędzy drzewami- miejscami naprawdę bardzo stromo. Miejsc do wyprzedzenia bardzo niewiele. Niezwykle malownicze stoki gór. Po otaczającej naturze widać, że jest się wyyysoko w górach.

 

Z zawodów dwa odcinki pozostaną mi w pamięci na zawsze. Pierwsze: jedziemy do góry, las zaczyna się kończyć i jest tylko trawa, pojedyncze krzaki i duże głazy. Podłoże z sypkich kamieni ( na tyle sypkich, że pomyślałem: „Spaliłem sprzęgło!” ). Trasa prowadziła ciągle pod górę. Nagle moim oczom ukazała się ogromna skalista góra, pod nią potężny nasyp z kamieni- pozostałości po spadających lawinach. Widok niesamowity! Nawet nie mogę tego opisać! W takich miejscach kręcą filmy o wspinaczkach, np. „Czekając na Joe”. Zbliżamy się do nasypu i jedziemy po samym brzegu tych ton kamieni. Zrobiło się w mgnieniu oka bardzo zimno. Powietrze na tyle zimne, że ciężko było oddychać. Po zawodach dowiedziałem się, że ta część trasy w zeszłym roku dokładnie o tej porze pokryta już była śniegiem! Teraz żałuję, że nie zatrzymałem się i nie popatrzyłem na krajobraz- na pewno był oszałamiający. Ja skupiony byłem wyłącznie na wyścigu.

 

janek folgaKolejne miejsce, jakie utkwiło mi w pamięci, to przejazd po grani. W zasadzie jakieś 1,5 metra poniżej wierzchołka. Po lewej stronie ogromne skarpy. Spadasz – śmierć. Podejrzewam, że stamtąd też był wspaniały widok. Ale dalej myślałem tylko o wyścigu. Zmęczenie już dawało się we znaki, a to był dopiero jakiś 40 kilometr. Dalsza część trasy przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Warto wspomnieć, że co jakiś czas były miejsca, w których stała obsługa zawodów i można było się wycofać. Po dość męczącej wspinaczce na górę miałem nadzieję na luźniejszy zjazd. Nagle zobaczyłem niebieską i różową wstążkę oznaczającą zakręt. Patrzę w prawo – a tam wąwóz, w którym spływa woda w czasie deszczu. Kamienie i kłody drzew w każdą stronę, nie ma możliwości po tym normalnie jechać. Naiprawdziwszy trialowy odcinek, w którym trzeba było ustawiać motor pomiędzy głazami i kłodami! Nadrzucanie przodu lub tyłu cały czas! Pomyślałem, że to jest jakiś żart. Jednak moje wątpliwości rozwiały ślady opon, a z każdym kilometrem było ich coraz mniej ( bardzo dużo zawodników nie ukończyło biegu ). Odcinek 500 metrów mnie wykończył i zajął dość dużo czasu. Crossówka ewidentnie nie jest motocyklem do jazdy ( o ile takie coś w ogóle można nazwać jazdą!!! ) w tym terenie. Najtrudniejsze w zawodach były przejazdy przez wielkie głazy, po których nie umiem jeździć i nigdy nie jeździłem. Trasa zawodów najładniejsza ze wszystkich, na jakich byłem w zyciu. Piękna wysokogórska natura- takich wysokich partii gór w Polsce nie ma.

Cały czas goniąc i wyprzedzając ludzi nagle dojeżdżam do jednego z zawodników. Nie jechał, tylko się toczył. Normalnie pomyślałbym, że dubel, ale widać było, że chłopak nie ma siły jechać dalej. Wyprzedziłem go bez problemu. Jednak ratując się przed rozlewiskiem błotnym zdusiłem motor. Jak go odpalałem, chłopak mnie wyprzedził. Ogromne tumany kurzu absolutnie na jego korzyść. Nie mogłem się zebrać do wyprzedzenia. Nie było widać nic. Nagle pokazała się meta. Przyjechałem 31 sekund za nim. Gratulacje od organizatorów, bo metę przejechałem drugi w swojej klasie -Junior- z czasem 2:42:56. Trzeci zawodnik z naszej klasy przyjechał 18 minut po mnie. Najtrudniejsze i najładniejsze zawody na jakich byłem. Po rajdzie przebrałem się i usnąłem na stołku.

Dekoracja była naprawdę późno, bo czekaliśmy na resztę zawodników. Jednak warto było zostać. Przy podium zrobionym na wysokiej bali drzewa zebrali się wszyscy: janek folgazawodnicy, całe rodziny, osoby towarzyszące, obsługa. Każdy miał ze sobą krzesełko. Organizator wyczytywał wszystkich zawodników, którzy ukończyli zawody i wręczał im pamiątkową koszulkę. Zajmujący pierwsze 3 miejsca dostawali kubek termiczny z napisem o zawodach, zdobytym miejscu i klasie. Mój mechanik z nadzieją wspomniał, że dla niego na kawę super. (Pffff) Dodatkowo losowali nazwiska startujących i pomiędzy dekoracjami wręczali nagrody rzeczowe lub rzucali je w tłum. Dodatkowo sprzedawali losy i można było wygrać 150$$. Trzy losy znaleźliśmy przy naszym samochodzie. Jednak nie były one zwycięskie. Ciekawa i nigdy nie mająca miejsca w naszych zawodach była przemowa – podziękowania każdego zawodnika stojącego na podium. Trochę się zdziwiłem i jakoś nie byłem taki wygadany, jak zawsze. Podziękowałem mechanikowi za szybkie tankowanie – najważniejszą rzecz na zawodach. Teraz chcę podziękować firmie Novik Gloves- dzięki której staram się trzymać kontrolę, Blackfoot Motosports za wsparcie oraz wszystkim, którzy czytają moje relacje i dają mi siłę do dalszych treningów.

O poprzednich zawodach i szczegółach mojego wyjazdu można przeczytać na Facebook’u.

 

Janek (4G)

Poprzednia relacja dostępna tutaj!

Jak ktoś woli obraz od słów to tutaj jest 15 minut z wyścigu, który opisuje Janek

 

Partnerzy

facebook youtube