Sezon 2020 Jorge Prado pod znakiem zapytania
13 grudnia 2019
NIGHT of the JUMPs rozstaje się z FIM
16 grudnia 2019
Pokaż wszystkie

Nawet osoby, które średnio interesują się Freestyle Motocrossem, na pewno słyszały historię początków Marcina Łukaszczyka. Uparty, z wielką pasją, CZ-tą 250, stertą słomy zamiast lądowania, poduszkami zamiast buzera i… mocnymi kośćmi. Jego kaskaderskie wyczyny zauważyli nawet dziennikarze, kultowego wtedy, amerykańskiego TransWorld Motocross. Od tamtego czasu wiele się zmieniło, ale z „tamtego” Marcina zostało to co najważniejsze – pasja i  upór. Dziś Marcin dzieli się z nami, jak mu minął sezon 2019, który jest już jego 12 rokiem na profesjonalnym motocyklu. Czas leci.  

Sezon 2019 dobiega końca, był to mój 12 rok na motocyklu, a 6 jako profesjonalny zawodnik FMX.

Rok rozpoczął się bardzo obiecująco, od wyjazdu do Hiszpanii. Już w lutym trenowałem niedaleko miejscowości Lloret de Mar. Mój zapał ostudziła niestety kontuzja śródręcza. Lekko zawiedziony wróciłem do Polski, aby wyleczyć kontuzję i w miarę szybko odzyskać formę.

Czasu nie miałem wiele, ponieważ już pod koniec marca odbyło się jedyne show w tym roku w krytej arenie – Freestyle Heroes w Gliwicach. Pierwsza edycja wypadła wspaniale.  Ciekawy format, liczne atrakcje, i wysoki poziom FMX’u robiło wrażenie. Szkoda jedynie, że mała liczba kibiców psuła trochę odczucia. Mam nadzieję, że podczas kolejnej edycji się to zmieni i widzowie licznie zapełnią Arenę Gliwice.

W kwietniu złapałem trochę oddechu i doleczyłem kontuzję ręki. Pogoda w Polsce była już na tyle dobra, że można było zacząć treningi na moim parku w Stobnie. W momencie, w którym byłem w 100% zdrowy, bez wahania wsiadłem z powrotem na motocykl.

W międzyczasie odbyło się kilka imprez komercyjnych  między innymi Motoserce w Grodzisku Mazowieckim.

Kolejną większą imprezą było Sound of Gravity w Lublinie. Na liście startowej znaleźli się zawodnicy z najwyższej FMX’owej półki. Rob Adelberg, czy Danny Torres – te nazwiska mówią same za siebie i za każdym razem są gwarancją niesamowitych tricków.

Podczas zawodów niestety zabrakło mi kilku lepszych tricków, aby wejść do finału. Słabe przygotowanie w Hiszpanii, dało o sobie znać w najgorszym momencie. Na otarcie łez, zgarnąłem wygraną w konkursie Best Whip, więc można było spokojnie udać się na After Party.

Jak co roku, w lipcu, razem z ekipą Freestyle Family wystąpiliśmy w Zamościu. Skakanie na głównym rynku pośród kilkutysięcznej widowni przynosi niesamowitą radość i satysfakcję. Nie inaczej było w tym roku.

Sierpień był dla mnie chyba najbardziej pracowitym miesiącem. Dzięki zaproszeniu Monster Energy wystąpiliśmy na Cieszanów Rock Festival. Dwudniowe show, niesamowici fani muzyki Rock i piękna lokalizacja dały nam niesamowitego powera podczas latania.

Freestyle Motocross to także podróże, więc niemal wprost spod granicy polsko-ukraińskiej udaliśmy się na północ kraju – do Gdyni na Verva Street Racing.

Latanie nad morzem zawsze wiąże się z ryzykiem podmuchów wiatru. Wiatr z kolei w FMX’ie jest bardzo istotnym czynnikiem wpływającym na bezpieczeństwo. W tym przypadku jednak, pogoda dopisała, pokazy się udały, a zainteresowanie widzów przerosło nasze oczekiwania. W sumie przez naszą strefę przewinęło się prawie 50 tysięcy osób!

Występy nad Bałtykiem, to jeszcze nie był koniec na sierpień. Kilka dni później dla firmy Volvo Trucks skakałem na Autodromie Radom przy sztucznym świetle. Zawsze to coś innego i dobre doświadczenie. Żeby nie było nudno, na drugi dzień odbywały się Mistrzostwa Okręgu Warszawskiego w Milanówku. Zająłem tam pierwsze miejsce przed Rafałem Białym i Andrzejem Gurgulem. Po nocnej imprezie „na Milanie” można było się pakować i wracać do domu na upragniony relaks.

To był dla mnie ciężki rok. Kontuzja oraz kilka problemów w życiu prywatnym dało mi w kość na początku roku. Jednak zaliczyłem progres, obyło się bez poważniejszych kontuzji i przerw w treningach. Razem z teamem Freestyle Family odjechałem ponad 12 imprez, na których oglądało nas w sumie ponad 100 tysięcy osób. Zawsze sobie powtarzam: jeśli jest ciężko to znaczy, że idę w dobrą stronę.

Podziękowania dla sponsorów: Diverse, Diverse Extreme Team,  Motul Polska, I’m Inter Motors, Dunlop Polska, Go Pro Polska, Freestyle Family.

źródło i zdjęcia: informacja prasowa
dodała: Ruda

Partnerzy

facebook youtube