zrywki do gogli
Jak używać zrywki do gogli- Video
8 lutego 2011
Paweł Strugała mistrzem Szwajcarii!- Gratulujemy
9 lutego 2011
Pokaż wszystkie

Łódzki Klub Motorowy w Barcelonie!– Relacja z IEWC

W niedzielę 06-02-2011r. w Barcelonie odbyła się kolejna runda mistrzostw świata w halowym enduro „FIM indor enduro”, gdzie od wielu lat dominuje nasz rodak Tadeusz Błżusiak. Będąc organizatorami niedawnej imprezy w Łódzkiej Atlas Arenie, zachęceni rozmową z menagerem naszego mistrza Wojtkiem Błażusiakiem jako grupa działaczy ŁKM-u, postanowiliśmy zobaczyć jak wygląda impreza rangi światowej od strony organizacyjnej.

W zimowej scenerii wyjechaliśmy z kraju, aby po dwóch dniach dotrzeć do słonecznej Hiszpanii, gdzie na terenie imponującego ośrodka olimpijskiego czołówka zawodników miała zaprezentować swoje wspaniałe umiejętności. Oficjalnie początek imprezy nastąpił w chwili, kiedy opadły bramki startowe, aby w biegach „ostatniej szansy” wyłonić dwóch zawodników ¦awansujących do rundy finałowej. Po około dwudziestu minutach nastąpiła przerwa, w której zademonstrowano zgromadzonym widzą pokaz fenomenalnej gry światła, laserów oraz muzyki. Następnym punktem całej imprezy były interesujące, aczkolwiek zdecydowanie mniej żywiołowe zawody X-Trialu. Zmagania trialowców to pokaz technicznych umiejętności, opanowania oraz dużej odwagi. W trakcie zawodów konferansjer nieustannie zachęcał publiczność do aktywnego uczestniczenia w pokazie. Kiedy zwycięzca konkurencji, miejscowy zawodnik Toni Bou dokonywał niewiarygodnych ewolucji, w trakcie dopingu dawała o sobie znać gorąca krew Hiszpańskich widzów. Zakończeniem Trialowych zmagań była dekoracja na podium.

Aby podgrzać atmosferę na hali, odbył się ponownie pokaz audio-wizualny, będący jednocześnie wprowadzeniem do Grand Prix Barcelony w Enduro, podczas którego nastąpiła oficjalna prezentacji finalistów. Kolejność zawodników na starcie odpowiadała ich bezpośrednim miejscom zajętym podczas kwalifikacji. Jako pierwszy na płycie pojawił się David Knight, następnie miejscowy reprezentant Carvantes. Nasz zawodnik Tadeusz „Taddy” Błażusiak pojawił się jako trzeci. Podobnie jak podczas biegów „last chance”, zawodnicy startowali z dwóch rzędów, zajmując pozycję na maszynie zgodnie z wynikiem uzyskanym w kwalifikacjach. Na pięć sekund przed startem, zabrzmiała symfonia w wykonani dwu i czterosuwowych silników. Po opadnięciu bramek zawodnicy wystartowali w kierunku pierwszego zakrętu, na którym prowadził Knight, Błażusiak był czwarty. Potrzeba było zaledwie kilu przeszkód i kilkudziesięciu metrów, aby Tadek, rozprawił się z rywalami. Przed naszym zawodnikiem pozostał jedynie Brytyjczyk z teamu KTM.

Śmiały atak w basenie z wodą zaowocował przesunięciem się Błażusiaka na pierwszą pozycję jeszcze przed upływem pierwszej minuty wyścigu. Dalsza część rywalizacji był to popis koncertowej jazdy Polaka. Nie mając, litości dla rywali, z ogromną przewagą zameldował się na mecie jako pierwszy. Widać było, że po niedawnej kontuzji nie został żaden ślad, a rywale będą mieli ciężkie zadanie, aby nawiązać z nim bezpośrednią walkę. Ciekawym przerywnikiem pomiędzy finałami był bieg „OFF ROAD CHALLENGE” czyli rywalizacja amatorów na dystansie trzech okrążeń. Zawodnicy w trakcie rywalizacji pokazali serce do walki, nieco gorzej było jednak z ich techniką. Efektowne upadki, walka do samego końca oraz chęć zabawienia widowni łudząco przypominały zmagania podczas naszej imprezy w hali Atlas Areny. W odróżnieniu od Polskiej publiczności Hiszpańscy kibice nie byli w stanie doceniali wysiłku zawodników, którzy musieli stawić czoła trasie wymagającej nienagannej techniki, kwitując ich niepowodzenie gromkim śmiechem.

Po amatorach na płycie znów pojawili się zawodnicy Mistrzostw Świata. Nowością organizacyjną było to, że Hiszpanie postanowili urozmaicić start, poprzez ustawienie zawodników w kolejności odwrotnej do zajętych wcześniej miejsc. Tym razem jako jeden z ostatnich na maszynę wjechał nasz zawodnik, aby startować z drugiej linii. Skutecznie przebijając się do przodu, po pierwszym zakręcie był na siódmym miejscu, walcząc łokieć w łokieć z Khnigtem. Niestety w tym wyścigu Brytyjczyk w ferworze walki bezpardonowo i agresywnie zaatakował Polaka, przyczyniając się do jego upadku. Niezniszczalny, Tedyy natychmiast pozbierał się i kolejny raz demonstrując swoją mistrzowską klasę i rozpoczął pogoń za stawką, wzbudzając przy tym zachwyt publiczności. Każdy atak na kolejną pozycję był nagradzany dużym aplauzem. Na trzecim okrążeniu wysunął się na prowadzenie, aby za kilka metrów stracić rytm i zablokować koło w luźno rozrzuconych kamieniach. Po uporaniu się z przeszkodą, ponownie zaczął gonić lidera, aby na kolejnym okrążeniu objąć prowadzenie nie oddając go do samego końca.

Kolejny wyścig „NAGHT RACE”, rozgrywany był przy wyłączony oświetleniu hali, gdzie jedyną widoczność zapewniały lampy enduraków. Z perspektywy widza, ciężko było rozpoznać poszczególnych zawodników, dlatego spiker podawał kolejność na trasie. Zwyciężył Hiszpan Servantes, ku radości miejscowej publiczności. Na starcie ponownie pojawili się najlepsi zawodnicy, by zmierzyć się w trzecim ostatnim biegu finałowym. Tym razem nikt nie eksperymentował i na maszynę startową zawodnicy ustawiali się w kolejności zajmowanych wcześniej miejsc. Przebieg trzeciego biegu to pokaz geniuszy Tadka. Od samego początku kontrolował przebieg wyścigu, nie popełniając przy tym błędów. Odważna i płynna jazda w połączenie z perfekcyjną techniką i efektownymi skokami, dały mu ogromną przewagę. Słowa uznania za dobry występ należą się również Knightowi, któremu przypadła druga pozycja na mecie. Wszystkie niedzielne biegi były zdominowane przez Polaka, zapewniając mu pierwszy stopień podium rundy w Barcelonie, następnie był D. Knight, trzeci stopień padł łupem Szweda Joakima Ljunggrena.

Po finałach publiczność szybko zaczęła opuszczać trybuny nie czekając na dekorację zawodników. Tuż po ceremonii ochrona subtelnie, acz stanowczo prosiła pozostałą garstkę widzów o opuszczenie hali. Dla nas jako przedstawicieli Łódzkiego Klubu Motorowego, oraz organizatorów podobnej imprezy w Polsce wieczór się nie skończył, gdyż zgodnie z założeniami wyjazdu czekała na nas wizyta na płycie hali. Dzięki uprzejmości naszego zawodnika oraz niezwykłe przyjacielskiej postawie jego brata Wojtka Błażusiaka, jako jedyni z publiczności znaleźliśmy się bezpośrednio na torze. Wojtek dwoił się i troił, aby szczegółowo opowiedzieć nam o konstrukcji przeszkód, wykorzystanych materiałach oraz rzeczywistym czasie organizacji takiej imprezy. Nasz mistrz chętnie zrobił sobie z nami pamiątkowe zdjęcia oraz przekazał kilka gadżetów ze swoim podpisem. Naszym łupem padły czapeczki oraz błotnik KTM-a. W dobrych nastrojach wyruszyliśmy naszym Camperem z powrotem do Polski.

W naszych odczuciach impreza była bardzo udana, pomimo kilku niedociągnięć. Przykładem jest fakt, że organizatorzy przeprowadzili ceremonię dekoracji zawodników bez odegrania hymnu narodowego przy praktycznie pustej widowni.

Źródło: ŁKM

Tekst: Mirosław Pleskot

Partnerzy

facebook youtube