Hondy CRF 2016
12 czerwca 2015
marc_coma
Coma: Dakar to sztuka przetrwania
12 czerwca 2015
Pokaż wszystkie

Oskar Kaczmarczyk zadebiutował w Erzbergrodeo 2015

Tegoroczna edycja Erzbergrodeo na długo pozostanie w pamięci wszystkich fanów offroadu. Żelazna Góra w Austrii już po raz 21. gościła półtora tysiąca najodważniejszych zawodników, którzy uwielbiaja piekielnie trudne wyzwania i w tym roku ponownie zagwarantowała im niezapomniane przeżycia. Spory wkład w to miał dyrektor zawodów Karl Katoch, który już wcześniej zapowiedział, że będzie to najtrudniejsza edycja w historii imprezy. I trzeba przyznać, że słowa dotrzymał.

 

Na własnej skórze przekonało się o tym 500 najszybszych zawodników, którzy staneli na starcie niedzielnego Red Bull Hare Scramble. W tym gronie znalazło się czterech Polaków z samym Tadkiem Błażusiakiem na czele. Niestety, dla króla Erzbergrodeo powrót na Żelazną Górę zakończył się już na pierwszym podjeździe, kiedy po potężnym upadku Taddy musiał wycofać się z dalszej jazdy. Po odpadnięciu Błażusiaka, na trasie pozostała trójka naszych reprezentantów: Oskar Kaczmarczyk, Michał Pyzowski i Adam Kubarski. Najlepiej z polskiego trio poradził sobie zaledwie 18-letni Oskar Kaczmarczyk, który idąc w ślady naszego mistrza zaczyna coraz mocniej wyróżniać się na światowej scenie hard enduro. Młody nowotarżanin (tak, Oskar również pochodzi z Nowego Targu) swój występ zakończył na 16. checkpoincie na 29. miejscu zostawiając za plecami samego Larsa Enockla z Austrii.

Postanowiliśmy złapać Oskara na krótką rozmowę i dowiedzieć się, jak piekielny Erzbergrodeo 2015 wyglądał oczami młodego, nieustraszonego zawodnika.

oskar_kaczmarczyk

Na początek ogromne gratulacje! Najpierw 6. miejsce w Red Bull 111 Megawatt, a teraz pierwsza trzydziestka Erzbergrodeo. To musiało być niezwykłe przeżycie.

Dzięki! To była niesamowita impreza. Organizacja i wielkość zawodów robiły już ogromne wrażenie, a co dopiero sam wyścig. Na prologu wykręciłem 103. czas, ale po raz pierwszy jechałem po tak szybkiej trasie. Miejscami kończyły się biegi w Husqvarnie TE 300, którą jechałem a licznik często przekraczał 140 km/h. Dodatkowo wszystko utrudniał kurz, który po przejeździe kilkudziesięciu zawodników już praktycznie nie opadał. W niedzielę jechało mi się naprawdę dobrze. Trasa była bardzo ciężka, ale równocześnie niezwykle ciekawa. Nie brakowało podjazdów, zjazdów i oczywiście kamieni, szczególnie na ostatnim odcinku, który udało mi się pokonać.

Mówisz pewnie o „Stołówce Carla”?

Dokładnie. Zanim dojechałem do tej sekcji trasa wydawała mi się bardzo przyjemna i ciekawa, ale gdy dotarłem przed kilometrowy odcinek najerzony głazami, nie wierzyłem własnym oczom. Trasa była poprowadzona krętą drogą, więc cały jechało się z góry na dół, od lewej do prawej. Musiałem przyjać trialowy styl i stojąc na podnóżkach powoli, łapać równowagę i szukając przyczepności jechać do przodu. Co chwilę trafiały się głazy, które trzeba było „brać z koła”, co przy takim upale odbierało sporo umiejętności.

To właśnie tutaj wyprzedziłeś austriacką gwiazdę hard enduro – Larsa Enockla…

Na początku nawet nie wiedziałem, że to on. Zaczęliśmy się ścigać i co chwilę zamieniliśmy się miejscami, ale ostatecznie udało mi się zostawić go z tyłu. Dopiero po wyścigu ktoś powiedział mi, że wyprzedziłem Larsa Enockla. To było coś!

 

Źródło: www.redbull.pl

Partnerzy

facebook youtube